M.
Nie pamiętam właściwie nic z
czasu, kiedy przebywałam w Domu Dziecka. Byłam wtedy jeszcze małym dzieckiem, w
mojej pamięci pozostały jedynie urywki, niewielkie fragmenty. Czasami zdarzają
się chwile, gdy coś wraca do mnie, gdy coś pozornie zwykłego nagle przypomni mi
to, co powinnam już dawno zapomnieć.
Inaczej jest z czasem, który
spędziłam z rodzicami. To dziwne, ale niewiarygodnie dobrze pamiętam matkę,
choć odeszła od nas, gdy miałam może osiem lat. Miała ciemne włosy, wśród
których można było zauważyć już pierwsze siwe kosmyki. Codziennie rano
zaplatała je w warkocz, dobierany, choć sięgały jej ledwie za ramiona. Bardzo
lubiła ciemnobordową szminkę i właściwie nie malowała oczu. Lubiła nosić
spódnice za kolano i koszule. Spódnice szerokie, koszule jasne. I buty, na obcasie,
choć niezbyt wysokim. Widzisz, pamiętam ją, naprawdę dobrze. Pamiętam pieprzyk,
jaki miała w zgięciu łokcia i to popołudnie, gdy poszłyśmy razem nad wodę,
gdzie uczyła mnie pływać.
Tak, był taki czas, gdy chyba jej
na mnie zależało. Spędzałyśmy razem czas, czytała mi bajki, gdy szłam spać,
przytulała rano i wieczorem, robiła mi kakao. Pamiętam, jak obejmowała mnie ramieniem,
całowała w czoło, opowiadała o tym, co będziemy robiły jutro, za tydzień, może
za miesiąc. Lubiła też mówić o moim bracie. Czasami zaczynała płakać, jakby już
nie żył, gdy jednak przychodziły listy była szczęśliwa jak nigdy.
To ona nauczyła mnie, jak wielką
wartość i moc mają słowa spisane na papierze.
A później odeszła. Właściwie z
dnia na dzień. Pewnego zimowego wieczoru nie było kakao, bajkę czytał tata, a
pocałunek był szorstki. Myślę, że musiały być jakieś znaki, coś musiało się
dziać, ja jednak tego nie widziałam. Byłam szczęśliwa, po całym tym czasie,
który przeżyłam niechciana, nagle ktoś mnie przygarnął, zaopiekował się mną,
chciał mnie. I nagle jednego dnia ona odeszła, został tylko ojciec. Odeszła, i
choć czekałam na nią kilkanaście lat, to nie wróciła.
Czy nie brzmi to znajomo?
Oczywiście, między poszczególnymi historiami jest różnica wielu szczegółów,
schemat jednak pozostaje ten sam. Zostawiła mnie matka, zostawiła H., wreszcie-
zostawiłeś ty.
Musiały być jakieś znaki. Jak
mogłam nie zauważyć, że dziecko jest chore? Dlaczego nawet ona musiała mnie
zostawić, dlaczego nie udało się jej uratować? Myślę, że nie zrozumiem tego,
nigdy, tak samo jak nie zrozumiem tego, że odszedłeś. A potem wróciłeś.
No właśnie, wróciłeś. Jako
pierwsza osoba w moim życiu nagle pojawiłeś się ponownie w nim. A ja
wciąż nie wiem dlaczego. A przez to cały czas nie potrafię ci zaufać, chociaż w
tym niewielkim stopniu. Tak bardzo pragnęłam, byś wrócił, byś był, byś mnie
kochał. A teraz, gdy się pojawiłeś ja nie potrafię cię przyjąć, nie umiem
traktować cię jak dawniej i zapomnieć o wszystkim. Sądziłam, że dam radę, że
nie ma nic prostszego, bo co to jest- wybaczyć i zapomnieć?
Dlaczego o tyle prościej jest
tęsknić?
Dlaczego tu nie ma takiego wielkiego serducha, które po kliknięciu robi się czerwone i informuje, że właśnie to pokochałam? Tak jak na tumblrze. Albo tej łapki w górę z facebooka?
OdpowiedzUsuńBo inczej tego nie umiem określić, jak tylko takim właśnie emotikonkiem, czy czymkolwiek to jest :)
Cud, miód i malina :)
Serio :) <3