sobota, 5 kwietnia 2014

4.

M.
Przyszła wczoraj do mnie Judith, ona chyba to wszystko rozumie. Nie wmawiała mi, że będzie dobrze, nie obiecała też, że wrócisz. Bo nie wrócisz, prawda? Mogę cię pytać o to setki razy, i nawet gdybyś na te moje pytania odpowiadał, to i tak bym ci nie uwierzyła. Bo jak można odejść, tak bez słowa, bez ostatniego gestu, odejść i już nie wrócić?
Maluję usta i paznokcie na czerwono, tylko dlatego że tak bardzo tego nie lubiłeś. Może to cię sprowokuje, może to sprawi że przyjdziesz, by kazać mi to zmyć. Wtedy przynajmniej będziesz.
Judith siedziała ze mną aż zasnęłam. Nie wiem jak długo to było, nie mam wciąż zegara, zwyczajnie nie chcę widzieć jak kolejne sekundy i minuty mijają bez ciebie. Rano już jej nie było, obudziłam się jednak gdy słońce dawno świeciło nad okolicznymi budynkami. Nie spałam tak długo od czasu pierwszego poranka bez kawy. Nie siedziałam tez wczoraj na balkonie, po raz pierwszy od twojego odejścia.
Dlaczego właśnie wtedy zniknąłeś? Nie zaczęło być wtedy lepiej ani gorzej, było zwyczajnie. Skąd wiedziałeś, ze musisz to zrobić właśnie wtedy? Może to ta twoja intuicja, świadomość wszystkiego. Jakbyś chciał, by chociaż jedna rzecz była tylko moja. Właściwie dwie rzeczy. Od kiedy się pojawiłeś ja wszystko dzieliłam z tobą, co moje stawało się tez twoje, i nigdy jakoś nie narzekałeś na to. Teraz jest inaczej.
Siedzę w kuchni, przy stole. Nie wiem dlaczego, ale kuchnia nie bardzo mi się z Tobą kojarzy, nie mam wspomnień, w których mogłabym połączyć ciebie i kuchnię. Dlaczego? Przecież nie raz gotowałeś, razem gotowaliśmy, jedliśmy przy tym stole i dużo rozmawialiśmy. To wszystko są tylko strzępki, brakuje mi konkretnych obrazów, scen, sytuacji. Zdaje się, jakby tamten czas był tak bardzo odległy. O wiele więcej ciebie jest w barze, dlatego też trochę boję się tam chodzić. A co jeśli ciebie tam spotkam? Pragnęłabym, tak bardzo bym chciała by tak się stało! Nie sądzisz jednak, że ta myśl ma w sobie coś przerażającego? Nie ma cię od dobrych czterech miesięcy, a ja wierzę, za każdym razem, ze akurat dziś, gdy przyjdę do pracy, spotkam tam ciebie. Jak dawniej, z jakąś blondynką u boku, albo może nawet bez niej. Co mogłabym ci wtedy powiedzieć? Czy miałabym w ogóle odwagę na ciebie spojrzeć? Wiele razy mówiłeś mi, że nie potrafię walczyć o swoje. Jestem zbyt ugodowa, na wszystko się zgadzam i nigdy nie żądam więcej. Taka właśnie jestem i nie potrafię tego w sobie zmienić, choć bardzo bym chciała. Choćby po to, by widok ciebie z jakąś blondynką wzbudzał we mnie złość, by twoje odejście na tak długi czas powodowało coś jeszcze poza tęsknotą i smutkiem, bym zareagowała jakoś na to, że nie mam wspomnień z tobą i kuchnią. A ja wciąż jestem spokojna, z obojętnością przyjmuje te fakty. Coś ze mną zrobił? Czy może zawsze taka byłam?
Wróć, daj mi wspomnienia ciebie w kuchni.
C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum