poniedziałek, 7 kwietnia 2014

5.

M.
Kiedyś wszystko było łatwiejsze, jasne, nie musiałam pytać wciąż, czy jest jeszcze jakieś drugie, ukryte dno czy też to już to. Co się stało z tamtymi czasami?
Potrafię to w końcu powiedzieć, wydusić z siebie, napisać. Trochę czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do tej myśli, jeszcze więcej by podzielić się tym z Tobą, choć wciąż nie jestem pewna czy nie wiedziałeś o tym tamtego dnia. Zastanawiam się też, czy moja decyzja, by napisać ci o tym nie wynika po części z tego, ze wszyscy już wiedzą, każdy już widzi. Trochę ciężko mi jest przyzwyczaić się do tego, nie tylko ze względu na to, że ludzie na mnie patrzą (szczególnie w barze), po części chodzi też o to, że nigdy wcześniej nie miałam takiego brzucha. Pewnie myślisz sobie teraz, ze to tak bardzo infantylne, prawda? Cała rzecz w tym, że nie potrafię wciąż traktować tego jak ciąży, jak dziecka. To powinno wyglądać zupełnie inaczej, powinieneś tu być, uśmiechać się, dotykać mojego brzucha i mówić do dziecka, które tam rośnie. To nie są marzenia odrealnione, to my- ty i ja, tacy jacy byliśmy kiedyś. Ale ja jestem sama, z milczącą Judith, która coraz częściej tu przychodzi, i tym rosnącym brzuchem. Nie bój się. Poradzimy sobie, Ty i ja razem, dlaczego miałoby być inaczej?
Wszystko zdaje się być jakieś takie trudniejsze. Albo może nie tyle trudniejsze, co inne. Wiesz, od początku tego życia byłeś w nim. Przyjechałam tu, odnalazłam Judith i dwa dni później byłeś w moim życiu. Przeżyłam bez ciebie dwa, nic nie znaczące, dni. Nie pamiętam ich teraz, były ale są tak nieistotne że moja pamięć je pomija, wyrzuca. Potem nastała zieleń Twoich oczu. Oczywiście, o czym zresztą dobrze wiesz, na samym początku miałam cię za kompletnego idiotę i dupka. Chwilami miałam o Tobie może i gorsze zdanie, jednak w świecie, w którym ciężko o uprzejmości Ty otwierałeś drzwi przed swoimi towarzyszkami, kupowałeś im drinki nim same spostrzegły, że już się skończyły i obejmowałeś je w takim prostym, czułym, opiekuńczym geście. To w jakiś sposób niwelowało to, ze co wieczór była inna blondynka, sprawiało ze byłeś tylko dupkiem. Zielonookim idiotą. Dobrze wiesz, co było później, nie chcę dziś do tego wracać. Bo wiesz, mimo wszystko to boli gdy przypominam sobie jak było wtedy. To, co z pozoru wydaje się być pięknym wspomnieniem dziś jest jedynie źródłem bólu i żalu, którego nie potrafię wyrazić. Bo dlaczego? Po co? Przyzwyczaiłeś mnie do siebie i zniknąłeś.
Kiedyś rzuciłeś palenie, wciąż pewnie pamiętasz jak ciężko ci było. Miałeś czasami takie wrażenie, jakby kolejna minuta miała nie nadejść dopóki się nie zaciągniesz? Czułeś kiedyś, że to wszystko bez sensu, że nie dasz rady, że to było idiotyczne by przestać? Ja mam tak cały czas, tyle że ja nie mogę iść na dół, kupić sobie ciebie i przestać się męczyć. Pozbawiłeś mnie tej możliwości. A ja tak bardzo chcę się Tobą zaciągnąć, chcę poczuć puls twojej krwi i szorstkość twej skóry, zatopić się w Twoich ustach i nie pozwolić, by ktokolwiek mnie uratował. Zabrałeś mi mój jedyny ratunek i moją jedyną zgubę.
Nie miej do mnie żalu za mój własny żal. Nie chcę budzić w tobie takich emocji, tak bardzo nie chcę. Otworzyłam w końcu tą paczkę, która leżała nieotwarta na szafie. Krótki czas na balkonie wystarczył bym czuła namiastkę dawnych chwil, bym niemal zaakceptowała, co zrobiłeś. Bo w tym wszystkim nie rozumiem wciąż tylko jednego.
Odszedłeś dlatego, że mnie naznaczyłeś, czy naznaczyłeś mnie dlatego, ze chciałeś odejść?
C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum