M.
Wiesz, ja mam chyba smutną
duszę. Niektórzy mają w sobie zabawę, ty na przykład. Są tacy, którzy całe
życie mogą przepłakać, są ci co płakać nie potrafią i są tacy jak ja. Mam
wrażenie, że smutek wciąż, nieprzerwanie, tkwi gdzieś tam we mnie i czeka. Na
wieczór, na butelkę wina, na poranek, na krótkie wspomnienie lub na przypadek.
W pewnej chwili smutek osiada na moim sercu i nie potrafię zrobić nic, by go
stamtąd przegonić. Czy powinnam sobie serce wyrwać, aby w końcu uwolnić się od
tego uczucia? A może wtedy znajdzie inne miejsce, trzustkę, wątrobę,
jelito-gdziekolwiek będzie mógł na chwilę, ciągnącą się w nieskończoność,
znaleźć sobie miejsce. Ten smutek nie wyzwala we mnie łez, jestem na nie chyba
zbyt słaba. Sprawia jednak, że siedzę na podłodze i patrzę bez żadnego celu
przed siebie. Potrafię tak przesiedzieć godzinę lub trzy, czasami przyjdzie J a
innym razem zadzwonią z baru i spytają czy przyjdę. I on wcale nie mija,
schodzi na chwilę znów do duszy i czeka, tak dotkliwie czeka, bowiem gdy znowu
znajdę się sama na podłodze on wróci. I cały czas go czuję, wciąż tam tkwi,
cicho się ze mnie śmiejąc. Wiesz jaka to ironia?
A potem przychodzi czas nijaki.
Budzę się rano i jest inaczej, normalnie. Tyle że ‘normalnie’ już nie jest dla
mnie normalne, czuję się nie tak, nieswojo, obco, gdy nie czuję smutku. Nie
powinno tak być, prawda?
Czasami boję się, że to jest dziedziczne, ze moje dziecko to po mnie dostanie i będzie smutnym człowiekiem. Tylko czy, tak naprawdę, nie lepiej jest w tym smutku trwać, widzieć wszystko tak prawdziwie, bez sztucznych kolorów, i w sobie przeżywać każdą rzecz? Kocham, kochałam cię, myślę jednak, ze gdybyś był bardziej taki, jak ja, to dziś siedziałbyś tu i patrzył jak śpię spokojnie obok ciebie. Albo nigdy by cię nie było.
Czasami boję się, że to jest dziedziczne, ze moje dziecko to po mnie dostanie i będzie smutnym człowiekiem. Tylko czy, tak naprawdę, nie lepiej jest w tym smutku trwać, widzieć wszystko tak prawdziwie, bez sztucznych kolorów, i w sobie przeżywać każdą rzecz? Kocham, kochałam cię, myślę jednak, ze gdybyś był bardziej taki, jak ja, to dziś siedziałbyś tu i patrzył jak śpię spokojnie obok ciebie. Albo nigdy by cię nie było.
Ludzie mają różne teorie. J
sądzi, że wciąż za tobą tęsknię, że nocami po tobie płaczę i że zniszczę się, a
ty jesteś przecież tego tak bardzo niewart. Tyle że ja nie tęsknię już. Tak,
czasami patrzę w punkt, bo przypominasz mi się ty, sądzę jednak, ze już cię
zrozumiałam i inaczej zrobić nie mogłeś. Czy mogę cię za to winić, albo być
smutną, bo musiałeś odejść?
Siedzę więc oparta o szybę drzwi
balkonowych i zastanawiam się, na jaką blondynkę teraz patrzysz. Bez wyrzutów,
bez żalu, po prostu wiem, ze tak na pewno teraz jest. To jesteś Ty, takiego cię
kochałam i nie mogłabym teraz mieć do ciebie o to żadnych pretensji. A smutna
jestem dlatego, że mam smutną duszę, zawsze tak było, w poprzednim życiu
przecież cię nie znałam.
Czy patrząc na jej włosy myślisz czasem o mnie?
C.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz