M.
Idąc dziś przez most zauważyłam
młodego chłopaka, który siedział zaraz nad brzegiem rzeki. Nie miał na sobie
koszulki, obok niego stała, może już pusta, butelka piwa, w ustach miał
papierosa a na uszach słuchawki. Wiesz, on siedział tam zanim ja przyszłam i
pewnie jeszcze po tym, jak już poszłam. Siedział i żył własnym życiem, za nic
miał otaczający go świat. Liczył się on, ten papieros, słońce, muzyka. Jego
czas, jego świat, jego życie. Nie mam pojęcia, jak wygląda jego życie, co w nim
robi, ani o czym w tamtym momencie myślał- skąd miałabym to wiedzieć? To jednak
nie jest ważne. Wiesz, on się z a t r z y m a ł. W tym zabieganym świecie,
gdzie trzeba mieć żeby być, w tych czasach, kiedy minut wciąż za mało i
człowiek jest tak bardzo zmęczony, że nie ma sił odpocząć- on się zatrzymał.
Miał odwagę, chęci i pomysł, żeby usiąść nad tą rzeką- z piwem, papierosem i
muzyką. A nawet jeśli w słuchawkach miał nie muzykę a kurs jakiegoś języka-
miał odwagę, chęć i pomysł by siedzieć nad wodą.
Zastanawiam się, czy ja miałam
kiedyś taką odwagę. W poprzednim życiu za wszystkim gnałam, ewentualnie przed
wszystkim uciekałam. To odbierało mi możliwość zatrzymania się. Najpierw
chciałam się przypodobać matce, później dowiedziałam się prawdy od ojca, więc
zaczęłam się starać jeszcze bardziej. Poszłam na studia, byłam lubiana wśród
znajomych, mało która impreza odbyła się beze mnie. Nie miałam czasu, żeby się
zatrzymać. Nie miałam chwili do stracenia, do zmarnowania, w końcu było tak
wiele rzeczy, których wciąż nie zrobiłam, a które zrobić chciałam. Jak mogłabym
nagle położyć się nad rzeką i po prostu leżeć? Nie miałam c z a s u.
A później? Tak, gdy zaczęłam to życie to przez chwilę wyglądało na to, że
znajdę czas, by zwyczajnie leżeć. Tylko musiałam zacząć pracować, później
przeniosłam się do własnego mieszkania, zaczęłam spędzać czas z tobą. Będąc z
tobą nigdy się nie zatrzymałam, zawsze dokądś gnałam. Chciałam być najlepsza i
najładniejsza, wciąż bojąc się, że któregoś dnia się nie pojawisz, bo będziesz
gdzie indziej z inną blondynką. Zaczęłam powoli interesować się tym samym, co
ty, żeby zawsze móc z tobą porozmawiać na „twoje tematy”. Nie, nie zatraciłam w
tym samej siebie, wciąż miałam moje życie, moje zainteresowania, moich
znajomych, tyle tylko, że w tym wszystkim żyłam dwa razy intensywniej niż na
samym początku tego życia. To trochę tak, jakbym chciała w każde 24 godziny
wcisnąć ich 36. Na dłuższą metę się nie da, ale jakoś temu dawałam radę. I to
działało, chyba. Przez tak wiele miesięcy byłeś tu, ze mną, czasami obok mnie. Ale
byłeś.
Gdy tak teraz nad tym myślę, to
to twoje odejście sprawiło, że się zatrzymałam. Początkowo nie z własnej woli,
ale się zatrzymałam. Teraz już potrafię to zrobić, teraz mi tego brakuje, gdy
za bardzo gnam, teraz wiem, jak bardzo potrzebuje czasami stanąć. I choć jest
to tak bardzo dziwne, nie na miejscu, choć przez moje usta nigdy by nie
przeszło i od początku tego listu odwlekam moment, gdy to napiszę- dziękuję za
to, że odszedłeś.
Tak bardzo chcę wiedzieć, czy
zniknąłeś dlatego, że miałeś odwagę by się zatrzymać.
C.
Na początek wytłumacz mi jedną rzecz : Jakim cudem, tak wspaniały blog i tak cudownie napisane opowiadanie ma zaledwie 5 komentarzy? Tu powinno się roić od czytelników, uwielbiających twój styl pisania! A piszesz cudownie. Jeszcze nigdy, a przynajmniej nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio, nie spotkałam się z opowiadaniem pisanym w formie listów, choć sama próbowałam czegoś takiego, tylko do szuflady, jednak mi to nie wyszło. Nie wiem, czy jest to historia zaczerpnięta z życia, czy całkowicie zrodzona w twojej wyobraźni, bo piszesz tak, jakbyś to ty była C. Czytając kolejne notki, płakałam w duszy. Tyle emocji i przeżyć. Ta tęsknota po prostu rozdzierała mi serce na pół. Jest coś w tych listach, co każe czytać dalej, co każe brnąć do przodu i poznawać kolejny dzień życia C.
OdpowiedzUsuńJesteś wspaniałą pisarką i mam nadzieję, że to wykorzystasz w pełni :)
Love,
Lili <3
(zapraszam do mnie w wolnej chwili : dwie-dusze.blogspot.com)