M.
To wszystko byłoby o wiele
prostsze, gdybyś zrobił coś o wiele gorszego, lub też gdybym wybaczyła ci
wszystko od razu. Gdybyś, dajmy na to, zabił drugiego człowieka, to mogłabym
pewnego dnia stanąć przed tobą i powiedzieć: „Dobrze, wiem, że miałeś swoje
powody, by zabić. Rozumiem, że nie jest ci z tym łatwo, bo każdego dnia budzisz
się z tą świadomością, że pozbawiłeś kogoś życia, że pozbawiłeś, może, kogoś
najważniejszej osoby w życiu. I wybaczam ci to, co zrobiłeś, bo cię kocham, bo
mi zależy na nas”. To byłby jakiś konkret, prawda? Albo gdybym wybaczyła ci
tamtego dnia, gdy był pogrzeb. Dzielił by nas jedynie ten czas, gdy ciebie nie
było, a teraz jest między nami jeszcze ten cały okres, gdy byłeś i czekałeś, a
ja świadomie cię odrzucałam.
Dlaczego wybaczanie jest takie
ciężkie?
Siedzę przy kuchennym stole, na
którym stoi bukiet białych tulipanów, kupionych przez ciebie wczoraj, i czekam
aż wrócisz z pracy. Od kiedy wróciłeś kupujesz właśnie tulipany, najczęściej
białe (łudzę się, że to dlatego, że to mój ulubiony kolor, choć nie wiem, czy
kiedykolwiek ci o tym mówiłam), wazon nigdy nie stoi pusty. Mają ozdabiać,
dawać namiastkę radości czy wypełniać pustkę między nami?
Przez ten rok, gdy cię nie było,
zapomniałam, jak to jest żyć z tobą. Żyłam pewną iluzją wspomnień, zapominając,
ze wypieram z siebie to, co złe, nieprzyjemne, ciężkie. I wciąż uczę się żyć z
tobą na nowo, każdego kolejnego dnia mając wrażenie, że jest mi ciężej niż
wczoraj. Ale nie poddaję się, bo tego chcę, tego chciałam od początku, choć
wszelkie pragnienia przyćmiewał żal i gniew.
W końcu wchodzisz, wieszasz
marynarkę na oparciu krzesła i przystajesz, patrząc na mnie bez słowa. Tak,
jeszcze nigdy tak na ciebie nie czekałam, w zasadzie już od dawna na ciebie nie
czekałam, a przynajmniej ty o tym nie wiedziałeś. Teraz jednak nie da się
pomylić tego czekania z niczym innym, bo o to siedzę, patrzę na ciebie i po raz
pierwszy, od kiedy wróciłeś, witam cię, z jakaś imitacją uśmiechu na twarzy.
Chciałabym, żeby to wyglądało naturalnie, ale boję się. Tak zupełnie
naturalnie, prawdziwie się boję. Delikatny ból przenika moje zęby, coś jak
uczucie chłodu, które wnika głęboko w korzeń zęba, gdy jesz latem zimne lody. Gdybym
ci powiedziała- pewnie byś zrozumiał, wiele razy się przecież śmiałeś, że gdy
się stresuję to bolą mnie zęby. Tylko te dolne, żuchwa.
W końcu jednak zaczynam mówić, i
ze zdumieniem odkrywam, ze to niemal to samo, co powiedziałabym, gdybyś kogoś
zabił. Bo wiem, że miałeś swoje powody, by odejść. I rozumiem, że na pewno nie
jest ci z tym łatwo, tym bardziej, że pozwalam ci każdego dnia odczuwać
konsekwencje twojego odejścia. I wiesz o tym, że na tak długi czas pozbawiłeś
mnie najważniejszej osoby w moim życiu, jak mógłbyś nie wiedzieć? A ja
przebaczam ci, choć teraz już nie wiem, czy to ja powinnam przebaczyć tobie,
czy może ty mi. Albo oboje powinniśmy sobie wzajemnie wybaczyć, bo przecież
każde zraniło to drugie na swój sposób.
Gdy skończyłam mówić zapadła
cisza. Twoje zaciśnięte wargi, przenikający mnie wzrok i milczenie- nie raniły
mnie, ale sprawiały, że dziura w moim brzuchu się powiększała, a zęby bolały
coraz bardziej. W końcu jednak podszedłeś do mnie i mnie przytuliłeś,
pozwoliłeś mi wtulić twarz w twoje ramię i pocałowałeś mnie delikatnie w czubek
głowy.
I choćby cały świat chciał mi
wmówić, że jest inaczej, to był to najpiękniejszy, najbardziej romantyczny i
upragniony pocałunek w moim życiu.
C.
Ooooh... takie słodkie, romantyczne, a zarazem takie prawdziwe :) Jak ty to robisz, co?
OdpowiedzUsuńTeż tak chcę :)