poniedziałek, 10 listopada 2014

24.

M.
To niesamowite, jak jedna szczera rozmowa, choćby najkrótsza, może wszystko ułatwić. Jak powiedzenie prawdy, nawet tej najtrudniejszej, prosto w twarz, zmienia rzeczywistość.
Od tamtego wieczoru, gdy znalazłam w sobie wystarczające siły, aby przebaczyć, świat wydaje się być innym światem. Uśmiecham się, gdy przynosisz mi obiad do pracy i radość przepełnia moje serce, gdy wracam i wiem, że będziesz tam na mnie czekał, albo niedługo tez wrócisz. To jest po prostu łatwiejsze. Niesamowite, przez ostatnie tygodnie sądziłam, ze o wiele prościej jest być złą, wypominać i udawać, że nie potrafię wybaczyć. A teraz mogę być prawdziwie sobą. Bo czy nie o to chodziło mi cały czas? Czy nie tego pragnęłam w te wszystkie samotne, smutne wieczory?
Odkrywam też, z pewnym zaskoczeniem, że nasze życia zmieniły się całkowicie. Jesteśmy ze sobą bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Jesteśmy bliżej siebie, niż przez te lata, które spędziliśmy razem. Nagle już wiem, że zajmujesz się marketingiem, zaczęło mnie to interesować. Wiem, że rodzina jest dla ciebie największą wartością, i przez te wszystkie weekendy, dawniej, gdy znikałeś to byłeś właśnie z nimi.
Nagle zrozumiałam, dlaczego to, co było kiedyś musiało się skończyć. Wiesz, ja wciąż wierzę, że od zawsze byliśmy w sobie zakochani i przeznaczeni dla siebie wzajemnie. Tyle że to nie wystarcza. To, co mieliśmy dawniej było płytkie. Piękne, ale pozbawione głębi. Gdybyś wtedy został a H. by wciąż żyła to, jestem tego pewna, ona byłaby jedynym, co by nas trzymało przy sobie. Nigdy nie zbudowaliśmy fundamentu, bo oboje sądziliśmy, że to tylko przelotny romans, krótka znajomość, która nie będzie dla nas nic znaczyła, o której kiedyś pewnie zapomnimy. A gdy wszystko się rozwinęło to było już chyba za późno, by nagle wracać do początku.
Ja nigdy nie sądziłam, że ktoś może mnie pokochać i z własnej woli trwać przy mnie.
Siedziałam dziś przy stole, przy zgaszonym świetle, i patrzyłam jak śpisz. Jest w tym coś uspokajającego, coś kojącego. Myślałam o tym, że śpisz na kanapie i stwierdziłam, że nie chcę, byś wracał do pokoju. Nie dlatego, że cię nie chcę, ale właśnie dlatego, że chcę cię całego. Boję się, że cielesność mogłaby, po raz kolejny, przyćmić nam nas nawzajem. A ja chcę cię poznać, całego, do samej głębi. Chcę cię zrozumieć. Zaakceptować cię jako całość, a nie tylko pewne składowe.
Teraz sądzę, że dawniej nie mówiłeś mi wielu rzeczy, bo nie czułeś takiej potrzeby. Bo tak naprawdę ja dla ciebie nie znaczyłam tak wiele. Choć nie rozmawiamy o roku rozłąki, to podświadomie czuję, że musiało być łatwo mnie zostawić. Zostawiałeś przecież tylko blondynkę, z którą połączyły cię wspólne lata i mieszkanie, żadna głębia. Wróciłeś… Chyba dlatego, że chciałeś stabilizacji, pewności, a ja niejako z nią się wiązałam. Wciąż to samo mieszkanie, wciąż ta sama praca, nawet rozpoczynając nowe życie nie wyjechałam z tego miasta. A miesiące po twoim powrocie pokazują, przede wszystkim mi, że może i jestem stała, ale nie nieczuła i obojętna. I mogę coś dla ciebie znaczyć.
Pewnie najprościej byłoby zapytać, ale wolę cię o to nie pytać, zbyt boję się odpowiedzi.

C.

1 komentarz:

  1. Powoli kończą mi się komplementy jakie mogę napisać, by pochwalić twoje listy. One są po prostu cudowne i fakt, że C. przebaczyła M. jest taki cudowny i kojący. Aż chce się ją przytulić i pogratulować tak wspaniałego życia. Też tak kiedyś miałam, kiedy bałam się porozmawiać bo czułam, że nie powinnam, albo po prostu że to i tak niczego nie zmieni, a potem kiedy już się otworzyłam, okazało się to wszystko bardziej prostsze i łatwiejsze niż się wydawało :) fajnie, że w życiu C, wszystko się już układa :)

    OdpowiedzUsuń

Archiwum