wtorek, 23 grudnia 2014

29.

M.
Przyszłam dziś do mieszkania, gdy byłeś w pracy. Chciałam zabrać pudło z listami, kilka koszulek, kosmetyki. Odciąć się, zakończyć już ten etap w moim życiu. Zostawić ci mieszkanie, bo tobie przyda się teraz bardziej niż mnie, ja jestem sama i mogę mieszkać u J. Może napisać do ciebie kilka słów, zatopić twarz w twojej koszuli i przez chwilę oddychać twoim zapachem. Wiesz, zrobić te wszystkie rzeczy, które bym musiała, a które tak ciężko by mi przychodziły.
I nie myśl sobie, że tylko weszłam i zmieniłam zdanie. Wyciągnęłam pudło spod łóżka, dorzuciłam trochę rzeczy do niego i stwierdziłam, że tak naprawdę nie mam wiele do zabrania. Nie zależy mi na tych wszystkich rzeczach. Zależało mi na tobie. Pozostał zapach chłodnych koszul.
Zabrałam tylko listy. Wyszłam z mieszkania, właściwie wybiegłam, pewna ze w tej jednej chwili chcę to wszystko porzucić. Wracałam do J. metrem, niedaleko mnie siedziała dziewczynka. Miała pewnie 13 lat, obok niej stała starsza siostra, albo może mama, bardzo młoda mama. To była ładna dziewczynka, miała długie, brązowe włosy, zarumienione policzki, duże oczy. Ale w chwilach, gdy milczała, obejmowała się ramionami i kołysała się, rytmicznie- w przód, w tył, w przód, w tył…
To była piękna, mała dziewczynka, nie brzydkie, chore dziecko, które ktoś zostawił tylko dlatego, ze wymarzył sobie inne, idealne. A może nikt jej nie zostawił nigdy, może zawsze miała rodziców, ale ich nigdy nie było, nie mieli dla niej czasu. Może nie potrafili jej kochać, może się bali, może zwyczajnie nie umieli.
Byłam na ciebie wściekła za to, co zrobiłeś, choć przecież wybaczyłam ci wszystko, co się działo gdy ciebie nie było. Jak mogłam sądzić, że mnie opuściłeś i żyłeś wciąż o mnie myśląc, nawet nie patrząc na inne kobiety? W głębi duszy wiedziałam, że na pewno kogoś poznałeś, może nawet więcej niż jedną kobietę. W głębi… Wiele razy pisałam w moich listach, że wiem że tak jest.
Czy powinien więc mnie dziwić widok dziecka w naszym domu?
Powiedziałeś, że wyjaśnisz to, że ona po prostu się pojawiła, dała dziecko i odeszła. Znajdziesz ją, wszystko naprawisz. Będzie jak dawniej.
Nic nigdy nie będzie jak dawniej. Życie idzie dalej, nie patrzy na nas, nie robi sobie nic z tego, że chcemy je zatrzymać. Odszedłeś, miałeś inne kobiety, H. umarła, narodził się twój syn- H., a potem pojawił się pewnego dnia w naszym domu.
Doszło jednak do mnie, że nie chcę, by H. cierpiał dlatego, że matka nie umiała go kochać, nie chciała go, a ja bałam się tej sytuacji. Nie chcę, by za dwanaście lat ktoś patrzył na niego i myślał o tym, że nikt nie potrafił go pokochać. Czy to jego wina, że ma matkę blondynkę, która się tobie spodobała? Albo czy to jego wina, ze matka go zostawiła pod naszymi drzwiami? Jest tylko małym chłopcem, który nie potrafi nic powiedzieć, zaprotestować, poprosić o odrobinę czułości.
Zabrałam od J. moje rzeczy i wróciłam do ciebie. Zrobiłam obiad i czekałam na ciebie, cały czas się przekonując, że przecież jej tu nie ma, że to nie twoja wina. Wróciłeś wieczorem, niosłeś H. Nie wiem, co z nim robiłeś, czy byłeś w pracy, mam poczucie, że utrudniłam ci te dni, choć to nie ja nagle podrzuciłam dziecko. Nic nie powiedziałeś.
Zrozumiałam wszystko. To był ostatni raz i następnego już nie będzie. Nieważne, kto z nas odejdzie, już nie będzie powrotu. Albo wszystko, albo nic.
Nie mogę spać i patrzę na pogrążonego w śnie H. Tęsknię za naszą córką.
C.

1 komentarz:

  1. Zaskakujesz mnie z każdym listem, wiesz? Ja już po prostu nie wiem co mam ci napisać, bo mam wrażenie, że już wszystko powiedziałam. Każdy kolejny list daje tyle informacji, i każda z nich jest nowa i nieprzewidywalna.
    C. według mnie zachowuje się trochę jak idiotka. Znowu mu wybacza, choć rozumiem jej postawę wobec dziecka. Też pewnie bym tak postąpiła. Mam jednak nieodparte wrażenie, że M. coś jeszcze wymłodzi i znowu będzie źle. Bo chyba nie da się stworzyć kochającej się rodziny z dnia na dzień i albo M. albo C. pęknie i znowu będzie piekło. Mam rację?
    Love, Lili <3

    OdpowiedzUsuń

Archiwum