M.
Przyszłam dziś do mieszkania,
gdy byłeś w pracy. Chciałam zabrać pudło z listami, kilka koszulek, kosmetyki.
Odciąć się, zakończyć już ten etap w moim życiu. Zostawić ci mieszkanie, bo
tobie przyda się teraz bardziej niż mnie, ja jestem sama i mogę mieszkać u J.
Może napisać do ciebie kilka słów, zatopić twarz w twojej koszuli i przez
chwilę oddychać twoim zapachem. Wiesz, zrobić te wszystkie rzeczy, które bym
musiała, a które tak ciężko by mi przychodziły.
I nie myśl sobie, że tylko
weszłam i zmieniłam zdanie. Wyciągnęłam pudło spod łóżka, dorzuciłam trochę
rzeczy do niego i stwierdziłam, że tak naprawdę nie mam wiele do zabrania. Nie
zależy mi na tych wszystkich rzeczach. Zależało mi na tobie. Pozostał zapach
chłodnych koszul.
Zabrałam tylko listy. Wyszłam z
mieszkania, właściwie wybiegłam, pewna ze w tej jednej chwili chcę to wszystko
porzucić. Wracałam do J. metrem, niedaleko mnie siedziała dziewczynka. Miała
pewnie 13 lat, obok niej stała starsza siostra, albo może mama, bardzo młoda
mama. To była ładna dziewczynka, miała długie, brązowe włosy, zarumienione
policzki, duże oczy. Ale w chwilach, gdy milczała, obejmowała się ramionami i
kołysała się, rytmicznie- w przód, w tył, w przód, w tył…
To była piękna, mała
dziewczynka, nie brzydkie, chore dziecko, które ktoś zostawił tylko dlatego, ze
wymarzył sobie inne, idealne. A może nikt jej nie zostawił nigdy, może zawsze
miała rodziców, ale ich nigdy nie było, nie mieli dla niej czasu. Może nie
potrafili jej kochać, może się bali, może zwyczajnie nie umieli.
Byłam na ciebie wściekła za to,
co zrobiłeś, choć przecież wybaczyłam ci wszystko, co się działo gdy ciebie nie
było. Jak mogłam sądzić, że mnie opuściłeś i żyłeś wciąż o mnie myśląc, nawet
nie patrząc na inne kobiety? W głębi duszy wiedziałam, że na pewno kogoś
poznałeś, może nawet więcej niż jedną kobietę. W głębi… Wiele razy pisałam w
moich listach, że wiem że tak jest.
Czy powinien więc mnie dziwić
widok dziecka w naszym domu?
Powiedziałeś, że wyjaśnisz to,
że ona po prostu się pojawiła, dała dziecko i odeszła. Znajdziesz ją, wszystko naprawisz.
Będzie jak dawniej.
Nic nigdy nie będzie jak
dawniej. Życie idzie dalej, nie patrzy na nas, nie robi sobie nic z tego, że
chcemy je zatrzymać. Odszedłeś, miałeś inne kobiety, H. umarła, narodził się
twój syn- H., a potem pojawił się pewnego dnia w naszym domu.
Doszło jednak do mnie, że nie
chcę, by H. cierpiał dlatego, że matka nie umiała go kochać, nie chciała go, a
ja bałam się tej sytuacji. Nie chcę, by za dwanaście lat ktoś patrzył na niego
i myślał o tym, że nikt nie potrafił go pokochać. Czy to jego wina, że ma matkę
blondynkę, która się tobie spodobała? Albo czy to jego wina, ze matka go
zostawiła pod naszymi drzwiami? Jest tylko małym chłopcem, który nie potrafi
nic powiedzieć, zaprotestować, poprosić o odrobinę czułości.
Zabrałam od J. moje rzeczy i
wróciłam do ciebie. Zrobiłam obiad i czekałam na ciebie, cały czas się
przekonując, że przecież jej tu nie ma, że to nie twoja wina. Wróciłeś
wieczorem, niosłeś H. Nie wiem, co z nim robiłeś, czy byłeś w pracy, mam
poczucie, że utrudniłam ci te dni, choć to nie ja nagle podrzuciłam dziecko.
Nic nie powiedziałeś.
Zrozumiałam wszystko. To był
ostatni raz i następnego już nie będzie. Nieważne, kto z nas odejdzie, już nie
będzie powrotu. Albo wszystko, albo nic.
Nie mogę spać i patrzę na
pogrążonego w śnie H. Tęsknię za naszą córką.
C.
Zaskakujesz mnie z każdym listem, wiesz? Ja już po prostu nie wiem co mam ci napisać, bo mam wrażenie, że już wszystko powiedziałam. Każdy kolejny list daje tyle informacji, i każda z nich jest nowa i nieprzewidywalna.
OdpowiedzUsuńC. według mnie zachowuje się trochę jak idiotka. Znowu mu wybacza, choć rozumiem jej postawę wobec dziecka. Też pewnie bym tak postąpiła. Mam jednak nieodparte wrażenie, że M. coś jeszcze wymłodzi i znowu będzie źle. Bo chyba nie da się stworzyć kochającej się rodziny z dnia na dzień i albo M. albo C. pęknie i znowu będzie piekło. Mam rację?
Love, Lili <3